czwartek, 15 sierpnia 2013

Krew, igły i handel organami: prawdy i mity o honorowym krwiodawstwie

11.10
Szczeciński wampir na państwowym etacie wita mnie w swoim wnętrzu przyjemnym chłodem. Lekko skłaniam się stojącemu przy wejściu szatniarzowi o trapezoidalnym wąsie i pytająco wskazuje na górę: dalej wszystko po staremu? Ten potakująco kiwa głową. Wdrapuje się po schodach na pierwsze piętro i staję w kolejce przed okienkiem rejestracji, gdzie przekazuje pielęgniarce dowód osobisty. Po chwili siedzę już przy stoliku ze stosowną ankietą w dłoniach
Na dwóch stronach kwestionariusza umieszczono najróżniejsze pytania. Od takich o Chorobę Zachodniego Nilu, przy którym większość Polaków nie będzie musiała się zastanawiać, aż do pytań o ilości i rodzaje leków, przyjmowanych w ostatnim czasie. Rutynowo odhaczam większość pól pod napisem „nie”, aż docieram do momentu, gdzie należy zdeklarować rodzaj oddawanej krwi oraz podpisać… ale, zaraz, nie ma tego?

***
W zeszłym roku w środowisku honorowych krwiodawców głośno było o procederze „handlu organami”. W kwestionariuszu, którego wypełnienie jest obowiązkowe, gdy chcemy oddać krew, pojawił się zapis o wyrażaniu zgody na przekazywanie części pobranego materiału koncernom farmaceutycznym, którym posłuży ona za bazę do wyrabiania leków. Zawrzało, i to nawet mimo tego, że w oryginalnej formule złowrogie słowo „koncerny” zastąpiono neutralnie brzmiącymi „wytwórniami”. Spora ilość osób stwierdziła, że skoro państwo zarabia na czymś, co oni oddają za darmo, dochodzi tu do jakiegoś szeroko zakrojonego przekrętu. Na nic zdały się tłumaczenia, że CK oddają krew w zamian za koszty jej przechowywania i otrzymywania, a czynią to jedynie wtedy, gdy występują jej nadwyżki.
Od razu pojawiły się następne podejrzenia: jak to, nadwyżki?! Przecież cały czas trąbią o tym, że są niedobory krwi, a tu nagle nadwyżki?! 

Wszystkim miłośnikom spiskowego myślenia odpowiadam - krew to nie wódka. Ma określony termin ważności (w wypadku krwi pełnej wynosi on 35 dni), okresowo więc mogą zdarzać się nadwyżki, które należy albo zutylizować, dodatkowo za to płacąc, albo sprzedać. Najczęściej zdarza się to w sezonie zimowym, kiedy ilość krwi w medycznym krwioobiegu wraca do bezpiecznej normy i – z rzadka – nawet ją przekracza.
Obecnie w formularzu brak kontrowersyjnego zapisu. Według słów wiceminister Agnieszki Pachciarz, wynikał on jedynie z chęci większej transparentności całej operacji i nie zaszkodził ogólnej liczbie donacji na rzecz Punktów Krwiodawstwa.

11.20
Z wypełnionym formularzem w dłoni kieruje się do pokoju lekarskiego. Czeka mnie tam rutynowe badanie, szumnie nazwane „konsultacją z lekarzem”. W moim przypadku wizyta ciałpasterska ograniczyła się do zmierzenia ciśnienia krwi i surowego zapytania: „czy, nie daj Boże, nie przyszedł Pan na czczo?”.
Kulturalnie wypchnięty z lekarskiego gabinetu, udaję się do pokoju obok – czas oddać krew do badania. Dawno nie było mnie w CK, więc nie będzie to błyskawiczne ukłucie w palec, a nieco dłuższe wkłucie się w żyłę u zgięcia. Mężnie znoszę ból. Nie jest to trudne: natężeniem jest dla mnie porównywalny do bólu psychicznego, który przeżywam przed pójściem do dentysty.

***
Z niewiadomych przyczyn większość ludzi przychodzących do CK uważa, że przed oddaniem krwi nie należy niczego jeść. To mit – lekkie, pożywne śniadanie jest wręcz wskazane, by zapewnić organizmowi odpowiednią ilość energii. Przyszły honorowy dawca musi zresztą spełniać także szereg innych warunków.
Potrzebne jest nienaganne zdrowie i odpowiednia masa ciała: osoby ważące poniżej 50 kilo nie mają czego szukać w punkcie krwiodawstwa. Skreśleni są astmatycy oraz wszyscy cierpiący na problemy z ciśnieniem, tarczycą lub stanami zapalnymi. Do 4 dni przed badaniem nie wolno przyjmować żadnych leków, nawet tak prozaicznych jak aspiryna. Podobnie z tatuażami: po zrobieniu jakiegoś do oddania krwi można zgłosić się najwcześniej po 6 miesiącach. Panie muszą odczekać 3 dni od ostatniego okresu; warto zaznaczyć, choć to dość oczywiste, że także ciąża z punktu widzenia krwiodawstwa jest zjawiskiem niepożądanym. 

 11.45
Oczekując na wyniki badań, siorbię dyskretnie gorącą czekoladę, zagryzając suchawą, ale smaczną bułką. Dostanego w zestawie Grześka w sposób adekwatny do siorbania chowam do kieszeni; mój żołądek nie zniósłby dodatkowego obciążenia. Z wypchanymi spodniami i brzuchem opuszczam stołówkę i, z krótkim przystankiem na odebranie wyników badań, kieruję swoje kroki do kluczowego etapu całego procesu: właściwego oddawania krwi.
Przed wejściem na salę, zgodnie z zaleceniami na kartce, naciągam na buty szpitalne kondomy. Odziany w te królewskie pantofle, dokładnie szoruje zgięcia rąk i wkraczam do muzyczno-gazetowej poczekalni.
Nie jest mi dane długo podrygiwać palcem do lecącej w telewizji popkulturowej papki. Pani pielęgniarka wyczytuje z kartki nazwisko „Hutnikiewicz”, więc w locie naciągam na siebie zakrywający przód ciała fartuch i zajmuje wskazane mi uprzednio stanowisko. Parę rutynowych pytań i jedną zmianę fotela później (wskazane miejsce okazało się niewskazane, bo przeznaczone do pobierania krwi z lewej ręki) siostra fachowym ruchem wbija mi igłę w żyłę. Do zajęcia czymś dłoni dostaję piłeczkę, której ściskanie przyspiesza emigrację krwi poza granice państwa ciała.
W międzyczasie któraś z pań wciska mi w wolną rękę kubeczek z syropem, słodkim jak hollywoodzkie love story. Żyć, nie umierać. Nawet nie zauważam, kiedy chwiejący się z jednej strony na drugą woreczek z krwawicą pęcznieje i trzeba mnie od niego odłączyć. Leżę przez chwilę, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku, i odprowadzany zatroskanymi spojrzeniami pielęgniarek wychodzę z sali.
Na dole odbieram wynagrodzenie w postaci 8 tabliczek czekolady w różnych smakach..

***
W Polsce jedyna ściśle materialną nagrodą, jaką dostaje krwiodawca za oddanie cząstki siebie systemowi, jest równoważność 4500 kalorii, potrzebnych do odtworzenia utraconej krwi. Nie są to jednak jedyne korzyści, wynikłe z honorowej donacji.
Pracujący mogą liczyć na zwolnienie od pracy w dzień donacji. Co bardziej obrotni z nich mogą też spróbować odliczyć krew od dochodu z tytułu darowizny. W dodatku po oddaniu określonej dla danego miasta ilości krwi honorowy krwiodawca jest uprawniony do bezpłatnych przyjazdów komunikacją miejską (niestety, tylko w rodzinnej miejscowości).
W porównaniu do Niemiec, nasze przywileje z tego tytułu wydają się mikre. Tam gratyfikacja za ten szlachetny czyn jest przeliczana na bardziej szeleszczące dowody uznania. Wynika to z kompletnie innej struktury tamtejszego systemu, gdzie zbieraniem krwi zajmują się także prywatne firmy. W świetle polskiego prawodawstwa jest to tak samo niedopuszczalne, jak płacenie dawcom za ich poświęcenie.
Zasady określające premiowanie dawców w Norwegii są dużo bliższe naszemu systemowi. Za jednorazowe oddanie krwi dostajemy upominki od regionalnej stacji krwiodawstwa. Może to być na przykład t-shirt, breloczek i tabletki z żelazem, czasem jakaś niewielka kwota pieniężna na pokrycie kosztów transportu.

12.30
Przy wyjściu składam ostatni zdawkowy ukłon Trapezoidowi i kieruję się w stronę wyjścia. Ku mojemu zaskoczeniu, ochroniarz przywołuje mnie do siebie. 
- Nie mógłby dać mi Pan jednej czekolady? Podarowałbym ją dwóm takich chłopaczkom z sąsiedztwa.
Nie waham się zbyt dłygo. To nawet nie jest kwestia mojego dobrego serca, tylko prostej zasady kontrastu: przy posiadanej przeze mnie ilości czekolady jedna tabliczka nie zdaje się istotnym poświęceniem. Mimo wszystko, ochroniarz to docenia: uchyla przede mną służbowej czapki i życzy mi miłego dnia.
Wychodzę z Centrum lżejszy o prawie pół litra krwi, ale nie czuję, żebym coś stracił.
Wręcz przeciwnie.

Brak komentarzy: