11.10
Szczeciński wampir na państwowym etacie wita mnie w swoim
wnętrzu przyjemnym chłodem. Lekko skłaniam się stojącemu przy wejściu
szatniarzowi o trapezoidalnym wąsie i pytająco wskazuje na górę: dalej wszystko
po staremu? Ten potakująco kiwa głową. Wdrapuje się po
schodach na pierwsze piętro i staję w kolejce przed okienkiem rejestracji,
gdzie przekazuje pielęgniarce dowód osobisty. Po chwili siedzę
już przy stoliku ze stosowną ankietą w dłoniach
Na dwóch stronach kwestionariusza umieszczono najróżniejsze
pytania. Od takich o Chorobę Zachodniego Nilu, przy którym większość Polaków
nie będzie musiała się zastanawiać, aż do pytań o ilości i rodzaje leków,
przyjmowanych w ostatnim czasie. Rutynowo odhaczam większość pól pod napisem
„nie”, aż docieram do momentu, gdzie należy zdeklarować rodzaj oddawanej krwi
oraz podpisać… ale, zaraz, nie ma tego?
***
W zeszłym roku w środowisku honorowych krwiodawców głośno
było o procederze „handlu organami”. W kwestionariuszu, którego wypełnienie jest
obowiązkowe, gdy chcemy oddać krew, pojawił się zapis o wyrażaniu zgody na
przekazywanie części pobranego materiału koncernom farmaceutycznym, którym
posłuży ona za bazę do wyrabiania leków. Zawrzało, i to nawet mimo tego, że w
oryginalnej formule złowrogie słowo „koncerny” zastąpiono neutralnie brzmiącymi
„wytwórniami”. Spora ilość osób stwierdziła, że skoro państwo zarabia na czymś,
co oni oddają za darmo, dochodzi tu do jakiegoś szeroko zakrojonego przekrętu. Na nic zdały się tłumaczenia, że CK oddają krew w zamian za koszty jej przechowywania i otrzymywania, a czynią to jedynie wtedy, gdy
występują jej nadwyżki.
Od razu pojawiły się następne podejrzenia: jak to,
nadwyżki?! Przecież cały czas trąbią o tym, że są niedobory krwi, a tu nagle
nadwyżki?!
Wszystkim miłośnikom spiskowego myślenia odpowiadam - krew to nie wódka.
Ma określony termin ważności (w wypadku krwi pełnej wynosi on 35 dni), okresowo
więc mogą zdarzać się nadwyżki, które należy albo zutylizować, dodatkowo
za to płacąc, albo sprzedać. Najczęściej zdarza się to w sezonie zimowym, kiedy ilość krwi w medycznym krwioobiegu wraca do
bezpiecznej normy i – z rzadka – nawet ją przekracza.
Obecnie w formularzu brak kontrowersyjnego zapisu. Według słów wiceminister Agnieszki Pachciarz, wynikał on jedynie z chęci większej
transparentności całej operacji i nie zaszkodził ogólnej liczbie donacji na rzecz
Punktów Krwiodawstwa.
11.20
Z wypełnionym formularzem w dłoni kieruje się do pokoju lekarskiego. Czeka mnie tam rutynowe badanie, szumnie nazwane „konsultacją z lekarzem”. W
moim przypadku wizyta ciałpasterska ograniczyła się do zmierzenia ciśnienia
krwi i surowego zapytania: „czy, nie daj Boże, nie przyszedł Pan na czczo?”.
Kulturalnie wypchnięty z lekarskiego gabinetu, udaję się do
pokoju obok – czas oddać krew do badania. Dawno nie było mnie w CK, więc nie
będzie to błyskawiczne ukłucie w palec, a nieco dłuższe wkłucie się w żyłę u
zgięcia. Mężnie znoszę ból. Nie jest to trudne: natężeniem jest dla mnie
porównywalny do bólu psychicznego, który przeżywam przed pójściem do
dentysty.
***
Z niewiadomych przyczyn większość ludzi przychodzących do CK
uważa, że przed oddaniem krwi nie należy niczego jeść. To mit – lekkie, pożywne
śniadanie jest wręcz wskazane, by zapewnić organizmowi odpowiednią ilość
energii. Przyszły honorowy dawca musi zresztą spełniać także szereg innych
warunków.
Potrzebne jest nienaganne zdrowie i odpowiednia masa ciała:
osoby ważące poniżej 50 kilo nie mają czego szukać w punkcie krwiodawstwa.
Skreśleni są astmatycy oraz wszyscy cierpiący na problemy z ciśnieniem,
tarczycą lub stanami zapalnymi. Do 4 dni przed badaniem nie wolno przyjmować
żadnych leków, nawet tak prozaicznych jak aspiryna. Podobnie z
tatuażami: po zrobieniu jakiegoś do oddania krwi można zgłosić się najwcześniej po 6
miesiącach. Panie muszą odczekać 3 dni od ostatniego okresu; warto zaznaczyć, choć to dość oczywiste, że także ciąża z punktu widzenia
krwiodawstwa jest zjawiskiem niepożądanym.
Oczekując na wyniki badań, siorbię dyskretnie gorącą
czekoladę, zagryzając suchawą, ale smaczną bułką. Dostanego w zestawie Grześka w
sposób adekwatny do siorbania chowam do kieszeni; mój żołądek nie zniósłby dodatkowego
obciążenia. Z wypchanymi spodniami i brzuchem opuszczam stołówkę i, z krótkim
przystankiem na odebranie wyników badań, kieruję swoje kroki do kluczowego
etapu całego procesu: właściwego oddawania krwi.
Przed wejściem na salę, zgodnie z zaleceniami na kartce,
naciągam na buty szpitalne kondomy. Odziany w te królewskie pantofle, dokładnie szoruje zgięcia rąk i wkraczam do muzyczno-gazetowej poczekalni.
Nie jest mi dane długo podrygiwać palcem do lecącej w
telewizji popkulturowej papki. Pani pielęgniarka wyczytuje z kartki nazwisko
„Hutnikiewicz”, więc w locie naciągam na siebie zakrywający przód ciała fartuch
i zajmuje wskazane mi uprzednio stanowisko. Parę rutynowych pytań i jedną
zmianę fotela później (wskazane miejsce okazało się niewskazane, bo
przeznaczone do pobierania krwi z lewej ręki) siostra fachowym ruchem wbija mi
igłę w żyłę. Do zajęcia czymś dłoni dostaję piłeczkę, której ściskanie przyspiesza
emigrację krwi poza granice państwa ciała.
W międzyczasie któraś z pań wciska mi w wolną rękę kubeczek
z syropem, słodkim jak hollywoodzkie love story. Żyć, nie umierać. Nawet nie
zauważam, kiedy chwiejący się z jednej strony na drugą woreczek z krwawicą
pęcznieje i trzeba mnie od niego odłączyć. Leżę przez chwilę, żeby upewnić się,
że wszystko jest w porządku, i odprowadzany zatroskanymi spojrzeniami
pielęgniarek wychodzę z sali.
Na dole odbieram wynagrodzenie w postaci 8 tabliczek
czekolady w różnych smakach..
***
W Polsce jedyna ściśle materialną nagrodą, jaką dostaje
krwiodawca za oddanie cząstki siebie systemowi, jest równoważność 4500 kalorii,
potrzebnych do odtworzenia utraconej krwi. Nie są to jednak jedyne korzyści,
wynikłe z honorowej donacji.
Pracujący mogą liczyć na zwolnienie od pracy w dzień
donacji. Co bardziej obrotni z nich mogą też spróbować odliczyć krew od dochodu z tytułu darowizny. W dodatku po oddaniu określonej dla danego miasta
ilości krwi honorowy krwiodawca jest uprawniony do bezpłatnych przyjazdów komunikacją miejską (niestety, tylko w rodzinnej miejscowości).
W porównaniu do Niemiec, nasze przywileje z tego tytułu
wydają się mikre. Tam gratyfikacja za ten szlachetny czyn jest przeliczana na bardziej szeleszczące dowody uznania. Wynika to z kompletnie innej struktury tamtejszego
systemu, gdzie zbieraniem krwi zajmują się także prywatne firmy. W świetle
polskiego prawodawstwa jest to tak samo niedopuszczalne, jak płacenie dawcom za
ich poświęcenie.
Zasady określające premiowanie dawców w Norwegii są dużo
bliższe naszemu systemowi. Za jednorazowe oddanie krwi dostajemy upominki od
regionalnej stacji krwiodawstwa. Może to być na przykład t-shirt, breloczek i
tabletki z żelazem, czasem jakaś niewielka kwota pieniężna na pokrycie kosztów
transportu.
12.30
Przy wyjściu składam ostatni zdawkowy ukłon Trapezoidowi i kieruję się w stronę wyjścia. Ku mojemu zaskoczeniu, ochroniarz przywołuje mnie do siebie.
- Nie mógłby dać mi Pan jednej czekolady?
Podarowałbym ją dwóm takich chłopaczkom z sąsiedztwa.
Nie waham się zbyt dłygo. To nawet nie jest kwestia mojego
dobrego serca, tylko prostej zasady kontrastu: przy posiadanej przeze mnie
ilości czekolady jedna tabliczka nie zdaje się istotnym poświęceniem. Mimo
wszystko, ochroniarz to docenia: uchyla przede mną służbowej czapki i życzy mi
miłego dnia.
Wychodzę z Centrum lżejszy o prawie pół litra krwi, ale nie
czuję, żebym coś stracił.
Wręcz przeciwnie.